niedziela, 2 listopada 2014

Niedzielny wypad zagryziony lodami

Hejo ! 

Niedziela dobiegła końca a ja nie mogę zasnąć... Totalnie, bo już 2.16 a ja zupełnie zapadłam w jakiś nocno-markowy system. No ale nic, ratuje mnie blogowanie i 
"Dziennik Bridget Jones" oglądany po raz milionowy. 

Wybraliśmy się dziś z Krzyśkiem na małą przejażdżkę do Killarney, koniecznie chciałam odwiedzić homebase'a. W końcu znalazłam kurę na jajka ! Upatrzyłam ją sobie u Kini w kuchni ale nigdzie takiej nie było, aż do dziś :) Już nie trzymam jajek w lodówce - Kinia, zgodnie z Twoimi zaleceniami :) 
Zamysł zakupów był inny bo na stronie sklepu znalazłam wiklinowy kufer na pledy i koce, niestety jak bywa przy takich wyprawach, było wszystko, oprócz, oczywiście mojego wymarzonego kuferka.W sklepach z domowym wyposażeniem czuć już magię świąt - nawet wiemy już jaką choinkę wybierzemy w tym roku na święta :)

Mimo niespełnionego zakupu dzień się udał. Pochodziliśmy po sklepach, w new looku znalazłam przepiękne, sznurowane botki na obcasie za kostkę jednak na ich zakup muszę poczekać :) Ale za to wyposażyłam się w czaderski sweterek (na 1. zdj), który założyłam już tego wieczora ponieważ ufajdałam się jedzeniem a nie miałam nic na przebranie. Wieczorkiem wybraliśmy się w stare kąty Krzyśka - czyli do Lake'a - Hotelu gdzie pracował, niewiele się tam zmieniło i co chwila ktoś poklepywał go po ramieniu :) Ogólnie panuje tam bardzo ciepła, domowa atmosfera więc w ogóle nie chciało nam się wychodzić na ziąb na dworze. Zaszaleliśmy i na kolację zajadaliśmy lody z bezą, galaretką, gorącymi malinami, czekoladą i masą bitej śmietany. Rozpusta - ale co, czasem trzeba się odchamić i ulec słabościom tylko tak się zastanawiam czy przypadkiem to nie jest powód mojej dzisiejszej bezsenności  :)

Fotki poniżej :)
Buziaki!





5 komentarzy: